Poniżej umieszczam trzy najlepsze filmy SF, jakie do tej pory oglądałam. Takie,
które dotykają czegoś ponadczasowego, nie tylko w przenośni, ale również w
dosłownie. Dwa z nich obrazują teorie względności Eisteina – względność upływu
czasu ma niekiedy bolesne konsekwencje dla powracających z podróży kosmicznej bohaterów.
Równie trudne mogą okażą się: ksenofobia, rasizm (wszystko jedno, czy w
wymiarze ludzkim, czy ogólnogalaktycznym), oraz konsekwencje trudności w
porozumiewaniu się.
1) Nowy początek (Arrival )– 2016 r, reż. Denis
Villeneuve – pewnego dnia w 12 miejscach na ziemi jednocześnie
pojawiają się statki przybyszy z kosmosu. W procesie komunikacji z przybyszami
kluczową rolę odgrywa profesor lingwistyki Louise Banks (rewelacyjna Amy Adams).
2) Dystrykt 9 – 2009, reż. Neill Blomkamp - Na ziemi
ląduje awaryjnie statek obcych. Przybysze nie mają możliwości ponownego startu w kosmos. Wkrótce
stają się oni dla Ziemian dla uciążliwymi uchodźcami, niezdolnymi do integracji
ze społecznością ludzką. Są stawiani w roli tych, których na pewno trzeba izolować, by może zlikwidować… Obcy posiadają jednak pewną technologię, która mogłaby stać się podstawą
nowej generacji broni masowego rażenia.
3) Interstellar – 2014 r., reż. Christopher Nolan, postępujące
zmiany klimatyczne powodują, że ludzkość jest skazana na powolne wyginięcie.
Naukowcy desperacko poszukują w kosmosie innego miejsca do życia, podróż w kosmos wydaje się być jedyną deską ratunku...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz